Włoskie Dolomity i wejście na Piz Boe. Nasz pobyt w Dolomitach zapowiadał się czysto rekreacyjnie, bez większego wysiłku. Ot podjechać samochodem, popatrzeć, popodziwiać widoki, ewentualnie krótki spacerek. Takie było założenie. W dniu, gdy jechaliśmy do Passo Pardoi (2239 m. n. p. m.) od początku widok był obłędny. Te pasmo górskie położone w północno-wschodniej części Włoch, wpisane w 2009 r. na listę Światowego Dziedzictwa UNESCO, zachwycało na każdym kilometrze.
Kiedy podjechaliśmy na rozległy płatny parking, plan był aby wjechać kolejką linową na szczyt Sas de Pardoi. Nie musieliśmy długo czekać, bo kolejka kursuje bardzo często a czas jazdy trwa ok 10 minut. W miarę wznoszenia się naszego wagonika, widok był coraz piękniejszy. Mijaliśmy osoby, które żmudnie wspinają się bardzo stromym, zygzakowatym podejściem do przełączki Forcella Pardoi. Gdy wjechaliśmy we mgłę, zaczęliśmy zastanawiać się, czy uda się nam cokolwiek zobaczyć na szczycie. Na szczęście nie było źle. Kłębiaste chmury co jakiś czas odsłaniały skrawki błękitnego nieba.

Przy górnej stacji kolejki znajduje się taras, z którego rozciąga się widok na całe Zachodnie Dolomity. Nie jestem w stanie wyrazić słowami jaki to był widok, bo niestety nie znam takiego określenia. Zachwyt to za mało, trzeba po prostu to zobaczyć. Ta rozległa panorama obejmowała najwyższy szczyt masywu Selli – Piz Boe (3152m. n. p. m.). Prawdopodobnie szlak prowadzący na jego wierzchołek jest najprostszy w całych Dolomitach.



Dzień był jeszcze młody a szczyt wydawał się tak blisko. Mimo, że pogoda wydawała sie niepewna, zrodziła się myśl: … a może by tak…
Kilka lat temu polskie Rysy zostały już zaliczone, więc z Piz Boe nie powinno być większego problemu. Tak mi się wydawało. Niestety to było kilka lat temu a dziś już kondycja i waga nie ta. Jednak wiem, że nigdy bym sobie nie wybaczyła tego, że byłam blisko, mogłam wejść a jednak nie podjęłam wyzwania.

Nie było mowy, aby nasza czteroosobowa ekipa ruszyła na podbój szczytu, dlatego też postanowiliśmy się rozdzielić. Do mnie dołączyła Magda i ruszyłyśmy ku przygodzie. Kierowałyśmy się zboczem szczytu w prawo a następnie ścieżką w lewo prowadzącą do schroniska Rifugio Forcella del Pardoi. Niewielki budynek z biało czerwonymi okiennicami prezentował się bardzo malowniczo na tle szarych skał. Na zewnątrz znajdował się stolik z pieczątką schroniska, którą odcisnęłam na mapie. Za schroniskiem znajduje się stromo opadający żleb. To tu dochodziły te wszystkie osoby widziane z wagonika kolejki.

Dalej lekkim krokiem zmierzamy rozległym płaskowyżem aż do podstawy szczytu. Początkowo ścieżka wiedzie przez kamienne usypiska lekko w górę. Im wyżej tym bardziej stromo. Pokonujemy kilka niewielkich progów skalnych. Dalej pojawiają się też ubezpieczenia w postaci metalowych linek i stopni. Co jakiś czas zatrzymujemy się na odpoczynek. Ja częściej. Ciężki tyłek już nie współpracuje tak sprawnie jak na płaskim terenie. Wykorzystujemy te momenty odpoczynku, aby dostrzec to piękno, które nas otacza.

Widoczność mimo chmur jest dobra. W oddali widać malutkie jeziorka oraz największy w Dolomitach lodowiec Marmolady. Mogłabym tak siedzieć, patrzeć i dziękować w sercu Stwórcy, że uczynił tak piękne dzieła, które teraz mogę podziwiać. Poza sezonem na szlaku nie było wiele osób. Być może też wszystkich chętnych na wspinaczkę odstraszyły coraz bardziej kłębiące się chmury.

Gdy wdrapałyśmy się na wierzchołek Piz Boe temperatura była o wiele niższa, do tego mocno wiało. Mimo tego zostajemy na zewnątrz, aby przy kubku gorącej herbaty napawać się widokiem. Potem jeszcze kilka pamiątkowych zdjęć, pieczątka ze schroniska i czas schodzić. Strome zejście okazało się trudniejsze niż wejście. W skupieniu, uważnie stawiamy stopy, aby czasem nie osunąć się w wyniku chwilowej nieuwagi.


Z perspektywy czasu wejście na Piz Boe było dla mnie najlepszym momentem naszej dziesięciodniowej wycieczki do Włoch. Nie ważne, że był to najprostszy szlak w Dolomitach i pikuś dla wytrawnych alpinistów. Dla mnie było to w pewnym sensie przełamanie własnych słabości i zdobycie najwyższego szczytu w moim życiu, dodatkowo w wybornym towarzystwie.
Cieszę się, że odwiedziłeś/odwiedziłaś moją stronę. Jeżeli spodobał Ci się wpis, zachęcam do polubienia mojej strony.
Zapraszam również do odwiedzenia:
Jeziora Braies – bajkowe jezioro w Dolomitach.
Wow! Piękne widoki. Gratuluję zdobycia szczytu. 🙂
Dziękuję 🙂
Piękna fotorelacja, uwielbiam podróże, zawsze i wszędzie więc dzielimy podobną pasję pzdr http://www.adriana-style.com
Dzięki 🙂
Jak tam pięknie. Jeszcze nie było mnie w tych okolicach, choć kocham wszystkie góry. Chętnie więc popatrzę na zdjęcia i może uda się kiedyś powtórzyć taką wyprawę.
🙂
Choć mieszkam we Włoszech, jeszcze tam nie byłam 🙂
Trzeba bedzie to naprawić!!!
Pozdrawiam serdecznie
Renata
Koniecznie 🙂